ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA
*-------------------------------------------*
Nasze kółko różańcowe nieco się powiększyło. Do audytorium zaczęło przychodzić tych dwóch niby-mężczyzn, którzy w jakiś sposób wpasowali się do nas, tak jak z resztą ja sama jakiś czas temu. Na samym początku na przemian, jeden albo drugi rzucali mi ukradkowe spojrzenia. Czasem, kiedy te spojrzenia się krzyżowały, dzielnie wytrzymywali mój chłodny wzrok. Cały czas patrzyli na mnie z wyczekiwaniem, tak, jakby liczyli, że zaraz mi coś pyknie i nagle coś sobie przypomnę. I trochę przykro mi się robiło, wiedząc, że nie mogę im pomóc. Nie pamiętam kompletnie NIC sprzed katastrofy. No i czasu po katastrofie też nie bardzo.
Coraz mniej czasu spędzałam za to z Dylanem. On zajęty w swoim salonie, ja przesiadująca cały czas na próbie z Vic i chłopakami. Tak, właśnie. Na próbie. Michael w końcu zaczął uczyć mnie grać na gitarze! Kiedy Vic mi o tym wspomniała, myślałam, że padnę ze szczęścia.
-Nie myśl, że masz jakieś fory, ze względu na to, że to mój brat.
-Mówiłaś, że się do niego nie przyznajesz -podsunęłam, nadal oniemiała ze szczęścia.
-Mówię wiele rzeczy -zauważyła. -Na przykład to, że lubię szpinak.
-A lubisz?
-Jest okropny.
Audytorium było także idealną wymówką wyrwania się z mojego tymczasowego domu. W pewnym momencie stwierdziłam, że Megan siadło już na psyche.
-Jak możesz łazić w tych butach po całym domu?! Przecież piasek się nosi! Ja nie wiem, gdzie ty się tego nauczyłaś, napewno nie u nas! I ogarnęłabyś w końcu ten syf w pokoju! Myszy parami łażą!
Tak, Meg, kiedy chciała, potrafiła być najbardziej złośliwą kobietą na świecie. Nie mniej jednak nie znosiłam jej córki, Evangeline. Eve to typ człowieka, którego wolisz obserwować z daleka, niż się z nim zadawać. Po szkole lecą za nią jakieś 2 dziewczyny, niczym pieski na smyczy, są na każde jej kiwnięcie. To też chore. Najwyraźniej uważa, że jej gang naprawdę jest taki mocny. Szkoda tylko, że nie zna opinii publicznej na ten temat. Załamałaby się. Posiadanie przyszywanej siostry - nie polecam. Legenda mówi, że to naprawdę jest moja rodzina. Podobno to właśnie u nich miałam zatrzymać się po przyjeździe do Ameryki. Dobrze, że nie ma pojęcia o tej mojej części szkoły.
Czy myślę o tym co by było, gdyby ta katastrofa nie miała miejsca? Jak wyglądało moje życie przedtem? Miałam jakąś siostrę? Jakąś historię? Byłam KIMŚ?
Jasne, że o tym myślę. I myślę też, że te pytania nigdy nie dadzą mi spokoju. Oczywiście Megan i Jay próbowali mi wytłumaczyć co się zdarzyło, jak kiedyś było, ale wyczuwałam w tym zbyt mało prawdy. Nie uwierzyłam, a nieuwierzenie własnej rodzinie to pierwszy krok do tego, żeby przekonać się kim byłam, a raczej kim nie byłam rok temu.
Wpadłam do biblioteki, zgarnęłam 3 książki potrzebne mi do referatu z historii i równie szybko stamtąd wybiegłam. Miałam wracać do domu odłożyć książki, bo spieszyło mi się na próbę, ale mój wzrok padł na szyld dwa budynki dalej. Promował salon Dylana, podświadomość kazała mi tam wejść. Siedział przygarbiony w poczekalni, czyli na sofie po przeciwnej stronie małego kąta piercingowego, i odrabiał lekcje. Coś tknęło mnie w środku, kiedy zobaczyłam go, z podkrążonymi oczami, skrobiącego zawzięcie po papierze.
Cichutko podeszłam do niego i dosiadłam się ledwo zauważalnie na kanapie.
-Bu -szepnęłam mu do ucha.
Odskoczył jak oparzony, a ja parsknęłam śmiechem.
-Chcesz, żebym tu padł?
-Heej -westchnęłam i przytuliłam się do niego. Mięta i cytryna. Mmm, najlepsze połączenie na świecie. -Jak leci?
-Dobrze.
Zmierzyłam go uważnie, wypuścił głośno powietrze.
-Fatalnie. Nie mam siły już na nic, ani na naukę, ani na własny zakład. To jakaś porażka...
-Dlaczego nikogo nie zatrudnisz? -odkleiłam się od niego i zaczęłam rozwiązywać niektóre jego zadania.
-Nie stać mnie...
-Zatrudnij kogoś na okres próbny, najlepiej kogoś doświadczonego. Na praktyki też pewnie chętni się znajdą. Wystarczy jakaś mała reklama w 'The Times' i masz miliony klientów. Co za tym idzie - nie musisz się już uczyć, co nie?
-Nie stać by mnie było na skrawek materiału w The Times, nawet jeśli sprzedałbym dom razem z matką.
-To zrób ją sam -uśmiechnęłam się i wstałam. -Jesteś w tym dobry. Klienci na pewno się znajdą.
-Co zrobić sam? Matkę?
-Reklamę, cieniasie.
-Co zrobić sam? Matkę?
-Reklamę, cieniasie.
Schował twarz w dłoniach.
-Wiesz, jeśli naprawdę będziesz potrzebował pomocy, to mogę ci załatwić całkiem niezłego pomagiera, ale to naprawdę w ostateczności. Sam jest trochę ... za bardzo Samem.
Każdy kolejny dzień miesiąca wyglądał następująco:
-Dom
-Akademia
-Dom
-Audytorium
-Biblioteka
-Salon.
-Hej, chłopaki -odwiesiłam płaszcz na wieszak i podeszłam do Sama i Dylana. Sam był własnie w trakcie jakiejś bardzo wyczerpującej wypowiedzi.
-...naprawdę, nigdy nie pomyślałbym, ze miłość mojego życia będzie czekała na mnie z kubkiem latte przy ladzie Starbucksa -westchnął.
Klient, któremu włosy modelował żelem, zaśmiał się gardłowo.
-Gio! Oh, Jack, to jest Gio, ale nawet do niej nie startuj... -Sam ściszył głos. -Jest zajęta przez tamtego o -wskazał kciukiem na Dylana - poza tym jest bardzo wybredna.
Zaśmiałam się cicho i podeszłam do Dylana.
-Sam jest niemożliwy...
-I całkiem dobrze sprawdza się jako fryzjer. Trochę gorzej z piercingiem i tatuowaniem. Ostatnio jakiś facet omal nie rozwalił tego pomieszczenia, kiedy zamiast czaszki na prawym ramieniu zastał stokrotkę.
-Hej! -odezwał się Sam. -On był zadowolony ze stokrotki! Wkurzył się, bo zacząłeś się śmiać jak opętany.
-Taaaa, całkiem możliwe -uśmiechnął się ukazując lśniące, perłowe zęby. Pokusa, żeby dotknąć dołeczków na jego policzku i delikatnie pocałować była silniejsza niż jakiś savoir-vivre. Stanęłam na palcach i przylgnęłam do niego całym ciałem. Pocałowałam go raz, żeby upewnić go w moich uczuciach, i kilka razy leciutko. W końcu odsunęłam się zarumieniona, a dołeczki w jego policzku tylko się powiększyły.
-Może wyskoczymy gdzieś jutro po południu?
-Nie mogę -westchnęłam. -Jutro zaczyna się Nocna Szkoła.
Każdy kolejny dzień miesiąca wyglądał następująco:
-Dom
-Akademia
-Dom
-Audytorium
-Biblioteka
-Salon.
-Hej, chłopaki -odwiesiłam płaszcz na wieszak i podeszłam do Sama i Dylana. Sam był własnie w trakcie jakiejś bardzo wyczerpującej wypowiedzi.
-...naprawdę, nigdy nie pomyślałbym, ze miłość mojego życia będzie czekała na mnie z kubkiem latte przy ladzie Starbucksa -westchnął.
Klient, któremu włosy modelował żelem, zaśmiał się gardłowo.
-Gio! Oh, Jack, to jest Gio, ale nawet do niej nie startuj... -Sam ściszył głos. -Jest zajęta przez tamtego o -wskazał kciukiem na Dylana - poza tym jest bardzo wybredna.
Zaśmiałam się cicho i podeszłam do Dylana.
-Sam jest niemożliwy...
-I całkiem dobrze sprawdza się jako fryzjer. Trochę gorzej z piercingiem i tatuowaniem. Ostatnio jakiś facet omal nie rozwalił tego pomieszczenia, kiedy zamiast czaszki na prawym ramieniu zastał stokrotkę.
-Hej! -odezwał się Sam. -On był zadowolony ze stokrotki! Wkurzył się, bo zacząłeś się śmiać jak opętany.
-Taaaa, całkiem możliwe -uśmiechnął się ukazując lśniące, perłowe zęby. Pokusa, żeby dotknąć dołeczków na jego policzku i delikatnie pocałować była silniejsza niż jakiś savoir-vivre. Stanęłam na palcach i przylgnęłam do niego całym ciałem. Pocałowałam go raz, żeby upewnić go w moich uczuciach, i kilka razy leciutko. W końcu odsunęłam się zarumieniona, a dołeczki w jego policzku tylko się powiększyły.
-Może wyskoczymy gdzieś jutro po południu?
-Nie mogę -westchnęłam. -Jutro zaczyna się Nocna Szkoła.
*--------------------------------------------------------------------*
Co to nocna szkoła,to już chyba łatwo się domyślić c; Zachęcam do komentowania i zostawiania linków do swoich blogów - przeczytam jak znajdę czas, dobranoc!
Witaj!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Libster Blog Awards! Więcej informacji u mnie:
http://saveyoutonight-louistommo.blogspot.com
Gratulacje!
Genialny rozdział kochana czekam dalej ! <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie .
ashton-michael-blog.blogspot.com
Omg l! Nie mogę Gio nic a nic nie pamięta! Jasna cholera! Ale jest z Dylanem omg omg oni są słodcy! *,* czemu już zapomniałam o Laith? Teraz shipuje Dio *,* No cuuuuudenko lecę do kolejnego l!
OdpowiedzUsuńKocham kicia ;*
Buziaki ;*
A.